Najnowsze wpisy, strona 1


wrz 24 2005 Opowiem wam jego historie.
Komentarze: 1

Był sobie kiedyś ktoś, życie mu doskwierało nerwowa napięta atmosfera w domu, nie panował nad nerwami i w końcu odebrał sobie życie. Dlaczego przecież miał dobrych rodziców, wszyscy ich tak oceniali bo znali ich tylko z zewnątrz, przecież zawsze sobie żartował nie było po nim widać by miał jakieś problemy dlaczego to zrobił? A może tak naprawdę nie było tak może nie miał dobrych rodziców choć z pozoru wydawali się dobrzy, może mimo uśmiechu na twarzy miał tysiące problemów z którymi sobie nie radził. Może po prostu nie wytrzymał tego wszystkiego i dlatego zrobił to.

 

Ja osobiście powiem że na dzieciństwo nie mam co narzekać nie było złe. Moi rodzice maja dużo pozytywnych cech. Ale postanowiłem że ukaże swoją historię od tej drugiej strony od strony złej. Bo w życiu zawsze są dwie strony medalu. Są dobre i złe chwile w naszym życiu. A dlaczego ja twierdze że w moim jest więcej złych zaraz to wszystko opisze.

 

Zacznijmy od dzieciństwa nie było takie złe rodzice zawsze starali się jakoś mnie chronić co z tego ze byłem bity za to ze znalazłem, albo powiedziałem coś w nieodpowiedniej chwili (wtedy kiedy rodzice byli źli). Za to że będąc dzieckiem nie potrafiłem spokojnie ustać w kościele na mszy. Za to ze obudziłem ojca który po nocce odsypiał. Zawsze był jakiś powód. Za to ze przeklnąłem, ze bawiłem się zapałkami, że odpyskowałem, że w szkole dostałem zła ocenę, że dałem się w szkole w jakąś bójkę, że w pewnym wieku zacząłem się interesować życiem seksualnym, kobietami itp. Zawsze choć głupi musiał być jakiś powód. Kiedyś z kumplem się bawiłem miałem 8lat i spadłem z pewnej wysokości i sąsiedzi mnie przynieśli do domu – dostałem lanie właśnie za to.

 

Byłem bity z powodu byle jakiej pierdoły która spowodowała ze rodzice się zdenerwowali, czym byłem bity, tym co było pod ręką, pantoflem, pasem, kablem. Czasami jakimś rzuconym przedmiotem we mnie. Czy byłem katowany nie, nigdy nie byłem katowany po prostu byłem bity za to że byłem dzieckiem.

 

W pewnym okresie swojego życia zacząłem się stawiać nie, przeciwstawiać temu, kiedyś jak podniosłem rękę na ojca uderzyłem go od tamtej pory ani razu już mnie nie uderzył. Skoro wiedzieli że już nie mogą mnie bić bo się postawi wiec zaczęli się znęcać nademną psychicznie. Przez cały okres szkoły średniej miałem coś w rodzaju chandry chyba tak to się nazywa dużo osób nazwało by to depresją. Po prostu zamknięty w sobie, bałem się z kim kolwiek tym podzielić, zaufać komuś na tyle by o tym opowiedzieć – w końcu zawsze była to moja wina jaki by nie był powód zawsze ja byłem winny. Żyłem w przekonaniu że wszystko co się działo było z mojej winny, problemy w domu, niepowodzenia w miłości, aż w końcu zacząłem topić swoje smutki w alkoholu, szukając rozwiązania swoich problemów na dnie butelki. Miałem 15lat, a wracałem do domu często nieźle nawalony. Rano do szkoły na kacu, po południu spotkanie z kumplami i nocne melanże, powrót do domu po północy, awantura i spać.

 

Do pewnego wieku znosiłem wszystko, bicie i ubliżanie rodziców na swojej osobie, znosiłem bo wiedziałem że nie mogę się postawić, a może bałem się postawić że jeszcze większe poniosę wtedy konsekwencje tego, w wieku około 11-12lat pierwszy raz targnąłem się na własne życie. Dlaczego bo już nie wytrzymałem naporu tego wszystkiego – nie widziałem innego wyjścia, życie mnie męczyło i nie widziałem wyjścia innego z tej sytuacji niż własna śmierć, wtedy to matula mi uratowała życie, na parę sekund przed śmiercią. Co było później próbowali spokojnie ze mną o tym porozmawiać ale skończyło się na awanturze. Chyba moi rodzice inaczej nie potrafili. Później był spokój choć często rozmyślałem o śmierci, jak zacząłem sięgać po alkohol to temat śmierci był mi obojętny. Nie bałem się umrzeć i chyba dlatego robiłem dużo szalonych rzeczy graniczących z utratą życia. Co prawda jak szedłem do szkoły nie chciało mi się wracać do domu do awantury i kłótni, często wracając do domu odpalałem kompa i włączałem jakaś grę, po co po to by się na parę godzin odciąć od rzeczywistości. Ale awantury i tak się zdarzały, gnębienia mojej psychiki. W pewnych momentach po prostu przestałem panować nad nerwami stopniowo coraz bardziej, z napływu dużej ilości nerwów potrafiłem przywalić z całej siły ręką w ścianę, choć sprawiało mi to bul – tylko po to by się na chwilę wyładować. Czasami z nerwów potrafiłem sobie wyrządzić duży ból by tylko uwolnić trochę agresji. Często się zdarzało że miałem (fachowo to się nazwywa) lekki, czyli po prostu na tle nerwowym.

 

W końcu rodzice pojechali kiedyś ze mną do psychoanalityka. Ten oczywiście nie pomógł mi choć moja dusza krzyczała głośno o pomoc. Przypisał mi tylko jakieś leki uspokajające, brałem je i owszem byłem spokojny, po jakimś czasie zacząłem interesować się tym co zażywam i były to lekki które owszem uspakajają i powodują że człowiek nie ma już tych stanów lękowych. Ale mają reakcje uboczną czyli wpływają na mózg. Wiec od razu przestałem je zażywać. Znowu zaczęły się awantury w domu nie dogadywanie, zero reakcji spróbowania zrozumieć mnie. W końcu zacząłem mieć problemy z żołądkiem, chodzenie po lekarzach nie znalezienie przyczyny tego. W końcu wyszło ze mam refluks żołądkowy, czyli przewlekłe zapalenie żołądka spowodowane między innymi na tle nerwowym. Oczywiście rodzice do mnie wysunęli po co się tak denerwuję, no właśnie po co sam nie wiem. Może gdyby mnie nie denerwowali to bym się nie denerwował. No i znowu nie wytrzymałem tego wszystkiego – za dużo mi rodzice na ubliżali na wrzucali i pewnego dnia po szkole już nie wróciłem do domu (często zdarzało mi się nie wracać po szkole do domu), ale rodzice się kapnęli ze coś jest nie tak ze nie wróciłem od razu po szkole. Wydzwaniali po kolegach moich nikt nic nie wiedział w końcu ojciec zaczął mnie szukać i znalazł mnie. Wtedy po raz pierwszy w życiu widziałem jak mój ojciec płacze. Po raz pierwszy raz w życiu przeprowadzili ze mną rozmowę na spokojnie, wyjaśnili mi wszystko i pozwolili mi wszystko wyjaśnić, po raz pierwszy wysłuchali mnie. I matula mi powiedziała że ojciec nigdy mi uczuć nie okazywał nawet jak dostałem z jakiegoś przedmiotu 5 w szkole dlatego bo uważał ze tak jest lepiej dla mnie, że ten sposób wykreuje mi się dobrze osobowość. Tylko ze ja z miedzy innymi z tego powodu czułem się nie potrzebny, niekochany. Zawsze jak mój brat dostawał dobre stopnie rodzice się cieszyli a w moim przypadku nigdy. Przez jakiś czas był spokój ekstra nam się dogadywało aż wszystko znowu zaczęło się psuć, zaczęły się problemy. Teraz jest tak ze dobrze rano z łóżka nie wstanę już mi ciśnienie podniosą z byle jakiego powodu. Ojciec mi powiedział ostatnio znowu ze musze zacząć nad nerwami panować niestety znowu już nie potrafię, a może już nie chcę nie mam sił już nad nimi panować. Moi rodzice mnie osadzają dość często, ciągłe ich gadania ze jak się będę tak zachowywał to mnie z roboty wyleją, ze nikt mnie nie będzie chciał itp. Itd. Już nie mam do nich zdrowia. Jakoś przez 3 lata mieszkałem z ludźmi na stancji, nie raz mnie ktoś zdenerwował i jakoś panowałem nad nerwami jakoś szanowałem ich, jakoś się dogadywaliśmy i to świetnie. Często bywałem tak wyluzowany, tak spokojny ze po kilka dni tabletek nie zażywałem na żołądek bo to był właśnie mój żywioł, życie które mogłem spokojnie wieść tak jak zawsze chciałem i mażyłem. Od pól roku znowu ze starszymi mieszkam i tak mnie wkurzają ze masakra, np. dzisiaj tak mnie żołądek boli ze nie poszedłem im pomóc choć wczoraj im obiecałem już dwa razy chodzili i darli się na mnie ze nie pójdę im pomóc mimo że obiecałem. A po południu już się szykuje na to ze będę miał awanturę właśnie o to. Wybaczcie mi ale to jest nie normalne, jak bym im obiecał ze im pomogę a połamał sobie ręce i nie mógłbym pomóc to by mi też awanturę zrobili że obiecałem a nie pomogłem. Przecież to jest nienormalne. Jak sobie nie radzą nie mają siły to nie rozumie dlaczego nie odłożą roboty na inny dzień tylko będą robić do utraty tchu a później się wyładowywać i skakać po mnie że to moja wina że są zmęczeni, że nie poszedłem im pomóc, co ja mam skonać tam przy robocie by im pomóc, później i tak chodzą i gadają ze nic im nie pomagam, już się nie liczy to że ciężko charowałem na tej budowie. Choć parę razy z nimi rozmawiałem i oni pamiętają ze pracowałem często aż ponad swoje siły (możliwości), ale kiedyś mi matula powiedziała ze muszą mnie trochę podręczyć (pomęczyć) bo tylko mnie mają. Dziękuję im bardzo za granie mi na nerwach dla ich wyłącznego spokoju, bądź wyładowania się po prostu na mnie i później się dziwią że ja nerwowy jestem, przecież każdy inny przy takich rodzicach cudownych jak ja mam byłby potulny i grzeczny jak baranek. Wybaczcie ale ja chyba jestem nienormalny bo barankiem nigdy nie będę.

arni : :
wrz 10 2005 Co by było , gdyby ... ?
Komentarze: 2

Hmmm tak się zastanawiałem – czy może ktoś z was wie kiedy swoje początki miał taniec i kto go wymyślił. Bo przecież połączenie muzyki z ruchami ciała sprawiają człowiekowi przyjemność, choć ruch ciała bez muzyki sprawia człowiekowi wysiłek i zmęczenie jeśli jest to praca fizyczna. Kto i kiedy wpadł na pomysł by połączyć ruch z muzyką i czy nie wyglądało to wtedy śmiesznie. Skoro np. ludzie nie znali w ogóle tańca to osoba która go wymyśliła musiała zrobić z siebie kompletną/ego idiotę/tkę prezentując go. Musiało to komicznie wyglądać i dla ludzi nie znających tego, musiał być to powód do szyderstwa. I zapewne osobie która była tego pomysłodawcą/czynią ciężko było nakłonić innych do tego i pokazać im że to przynosi przyjemność. Ale żeby tańczyć ktoś inny musiał wymyślić muzykę i jakiego to rodzaju była muzyka czy początku muzykalności mają swój początek w zwykłych odgłosach na tury których rytm wprawiał ludzi w osłupienie, zachwyt i piękno tego dźwięku. A może tak naprawdę to nie ludzie wymyślili taniec ani muzykę ani inne proste sprawy i rzeczy które z czasem się rozwinęły ułatwiając człowiekowi życie. Dźwięk – czy za utwór muzyczny można uznać śpiew ptaków, nocne granie świerszczy w trawie, w ulewny deszcz krople deszczu rozbijające się o różne powierzchnie (skały, piasek, wodę, liście itp.). Kto wie może tak właśnie było – jedno co na pewno wiem to, to że większość ówczesnej technologii opartej jest na naturze. Więc co naprawdę takie człowiek osiągnął, czym się tak zaszczycił w tych dziejach – tym ze przypisał sobie wiele od istot które powszechnie są uznawane za niższego rzędu, od natury. Gdyby nie natura, zwierzęta, owady, ptaki, gady itp. Czym byłby człowiek – chyba tylko kolebka uczuć oraz bezgranicznej głupoty. Załóżmy że na ziemi nie było by metali itp.  – jak by wyglądał dzisiaj świat, czy możecie to sobie wyobrazić bo ja nie bardzo brak metali na świecie spowodował by że ludzie mieszkali by w drewnianych domach choć na dzień dzisiejszy to pewnie większość jeśli by jeszcze żyła mieszkała by w glinianych domach jaskiniach, wykopanych dołach, bo niczym na wyspie wielkanocnej nie zachowało by się ani jedno drzewo. Bo przecież człowiek tylko niszczyć potrafi. Ale czy jest sens w życiu gdybać – co by było gdyby słoń miał skrzydła? Nie potrzebne by mu były nogi. Stwierdzić by wypadało że gdybanie nie ma żadnego sensu, pewnie się z tym zgodzicie ze nie ma sensu zadręczać się co by było gdyby, co by było gdybym miał odwagę i zrobił to, co by było gdybym nie zrobił tego, co by było gdyby nie stało się, co by było gdyby inaczej postąpił – przecież wiecie ze to nie ma sensu ze to tylko meczenie się. Wiec twierdzicie ze gdybanie nie ma sensu – ale gdyby człowiek nie gdybał, pewnie nie mielibyśmy dzisiaj samochodów, elektryczności, domów w których mieszkamy, człowiek nie wymyślił (a może raczej od gapił od natury) koła, ognia. Może nie było by nas, wyginęlibyśmy jak dinozaury które nie potrafiły posługiwać się inwencja twórczą, kombinować i ułatwiać sobie życia idąc na łatwiznę.

arni : :
sie 30 2005 Dlaczego tak jest – odpowie mi ktoś...
Komentarze: 0

Dlaczego w moim życiu związki mi nie wychodziły, znacie mnie wiecie że w życiu zawsze starałem się ze wszystkich sił, nawet ponad swoje siły by tylko nie zranić drugą osobę na której mi zależy, często pozwalałem innym się ranić bym tylko sam ich nie skrzywdził. Rok temu na wakacjach umawiałem się z pewną dziewczyną w pewnym momencie doszedłem do tego ze stwierdziłem ze na początku się nią tylko zauroczyłem ale nie potrafiłem jej powiedzieć tego więc czekałem spotykałem się z nią, byłem na każde jej zawołanie aż w końcu ona uznała ze chyba do siebie nie pasujemy ja oczywiście udałem ze jestem w szoku ze mną zrywa ale w głębi duszy się bardzo z tego faktu Cieszyłem ze w końcu się to skończyło i że jej nie zraniłem ;) Tak było zawsze ale po tamtych wakacjach się coś zmieniło a może się nie zmieniło, może to los zatoczył krąg, ktoś 8 lat temu dał mi nadzieje, ktoś kogo kochałem bardzo mocno i ufałem bezgranicznie – co prawda był to związek na odległość ale ufałem jej i bardzo ją kochałem ponad wszystko. Ona odebrała to dość brutalnie po pół roku naszego związku jak zadzwoniłem do niej kiedyś pięknego wieczora nie było jej byłą 22 wieczorem więc zadzwoniłem później nie było jej. Wiec jej mama powiedziała mi bym zadzwonił koło 23 i tak zrobiłem była w domu, a ja sobie zażartowałem ze „pewnie była z jakimś chłopakiem” i otrzymałem odpowiedz twierdzącą a do tego jeszcze dodała że nigdy mnie nie kochała a jak się spytałem jak to nie kochała przecież tak często mi to powtarzała a ona ze nigdy mi czegoś takiego nie powiedziała. Że nigdy mnie nie kochała i nie kocha że nigdy takiego słowa mi nie powiedziała ze ma chłopaka od paru dni który jest dużo starszy ode mnie itp. Itd. Byłem w szoku przez 2 lata zajęło mi pozbieranie się z tego zapomnienie wymazanie z pamięci tego winiłem siebie za to ze to przeze mnie że za słabo się starałem ze ją zawiodłem dwa razy ze nie dotrzymałem obietnicy rzucenia palenia oraz ze poszedłem kiedyś z kumplami na imprezę choć miałem zakaz hihi. Przez dwa lata próbowałem się z tego otrząsnąć przez 4 lata z nikim nie próbowałem się wiązać z kobietami flirtowałem ale zawsze z dystansem. Jak robiło się za ciekawie wycofywałem się bo bałem się że znowu mnie ktoś oszuka jak się zakocham. Trwało to długo aż się zakochałem w kimś. Było to dziwne, spotkaliśmy się pierwszy raz na dworcu PKP nie pamiętam już dokładnie jak to było ale chyba zagadała do mnie i jakoś tak się poznaliśmy. Zawsze się spotykaliśmy przypadkiem nie było to planowane i z dużym zaskoczeniem hihi. Ekstra nam się rozmawiało no i się w końcu zakochałem dałem się wciągnąć przez kumpla w narkotyki, na początku tak dla spróbowania, ucieczka od problemów w inny świat, świat gdzie ich nie ma, gdzie jest wolność i dużo szczęści (fałszywego szczęścia). W końcu kumpel (najlepszy jakiego miałem wtedy) powiedział mi ze sądzi ze ta panna tez w tym siedzi bo ma kubański styl ubierania się. Kiedyś kumpel zaprosił ją do nas (a właściwie jej koleżankę która miała ją przyprowadzić) hehe i był taki motyw ze one nim przyszły do nas się spaliły hihi no i my z kumplem tez co by się luźniej rozmawiało i dopiero jak je odprowadzaliśmy wyszło na to ze one długo się tym bawią. A ja z sercem zakochanym by się do niej zbliżyć zacząłem poważnie się bawić narkotykami bo to był najlepszy pretekst dla mnie by tylko być blisko niej. Było super trwało to pół roku i miałem gdzieś to ze co tydzień z innym gościem sypia, tolerowałem to bo ją bardzo kochałem – w końcu miedzy nami zaczęło się coś układać. Zaczęło się od tego ze wyciągnęła mnie do kościoła (bo kiedyś mi obiecała ze to zrobi) – bo ja byłem nie wierzący a raczej bardzo nienawidziłem tej wiary i kościół. Ona mi otworzyła wtedy pewne okno na ten świat – wtedy pamiętam że kazanie było właśnie na temat młodzieży poczułem się jak by było bezpośredni do mnie skierowane. Cały dzień spędziliśmy razem. A wieczorem wspólna podróż pociągiem, alkohol i narkotyki, mała imprezka u niej na stancji i zaczęło coś w końcu między nami się kręcić – było fajnie, ale wyjechała i wróciła z gościem a ja byłem załamany chciałem studia rzucić ale kumpel mnie od tego powstrzymał. Co prawda na jedna uczelnie chodziliśmy ale unikałem jej, nie potrafiłem na nią spojrzeć. Ponad rok później poznałem tez pewna dziewczynę ze swojej uczelni ale tego nie będę opisywał hihi. A później rok temu poznałem kogoś kogo bardzo kochałem To było piękne jak z bajki. Nasza pierwsza randka była cudowna mógłbym to opisywać w najdrobniejszych szczegółach zdanie po zdaniu, słowo po słowie, każdy najdrobniejszy szczegół, dotyk i pocałunki to było coś najpiękniejszego co mnie w życiu mogło spotkać, coś cudownego i się skończyło i nie wiem dlaczego – ona tak zdecydowała a ja nie miałem wyboru tylko się na to zgodzić. Co prawda walczyłem ale widziałem ze im bardziej się staram by to odzyskać tym bardziej ona cierpi i płacze ze ciągle to roztrząsam. Czasami zdarzy nam się spotkać ale nie mogę na ten temat schodzić czasami ona przypadkiem zejdzie ale szybko się wycofuje bo ją to drażni bo wiem że kochała mnie i ona też to wie i wiem już że ją to drażni bo czuje ze ona wie że popełniła wtedy błąd ale znam ją i nie przyzna się nigdy do tego. Jak czasami wpadniemy przypadkiem na siebie dalej widzę w jej oczach to jak na mnie patrzy inaczej niż kiedy mnie nie widzi – bo zaobserwowałem to kiedyś. Bo wie że mnie zraniła wtedy kiedyś się nawet o to spytała tak przypadkiem a ja się zapytałem czy na pewno chce usłyszeć moją odpowiedz, opowiedziała ze jednak nie ze wie hihi. No i tak sobie rozmawialiśmy a ona co jakiś czas zadawała mi pytanie „no a jak tam u Ciebie z tymi innymi sprawami” hihi a ja doskonale wiedziałem ze się pyta, że chce wiedzieć czy kogoś mam i zmienialem po prostu temat za każdym razem by jej nie odpowiedzieć. Od tamtego momentu jak zerwał ze mną spotykała się z chłopakami ale z nikim się nie związała, z nikim jej nie wyszło identycznie jak mi. A mimo to jak wpadniemy na siebie przypadkiem powstaje cos takiego ze ciężko nam się jest pożegnać. Zawsze a tu jeszcze cos a bo to a bo tamto hehe i jakoś tak dziwnie wychodzi dlatego ostatnio jej unikam hihi. Rok temu jak ze mną zerwała kazał bym jej obiecał ze nie przestanę szukać drugiej połówki, po miesiącu czasu jak mnie zobaczyła z pewna dziewczyna na mieście to był dla niej szok hihi – nie wiedziała w ogóle jak się ma zachować, speszona była jak diabli hehe i przeszła obok nas wpatrzona we mnie. Później z nią przez gg rozmawiałem i mówiła ze się Cieszy ze sobie kogoś znalazłem itp. Itd. I że z tą dziewczyna pasujemy do siebie i takie tam hehe a jak się zapytałem jej jak się jej ta dziewczyna podoba hehe to odpowiedziała ze nie potrafi ocenić bo nawet nie wie jak wyglądała hehe bo że nie zwróciła na nią uwagę hehe.

W zimie poznałem pewną dziewczynę przez net po jakimś czasie postanowiliśmy być w związku na odległość mieliśmy wspólne plany itp. W końcu zaczęło się coś psuć – przestała mi pewne rzeczy mówić itp. Itd. Zaczeliśmy się o byle pierdołę kłucić itp. W końcu wyszło ze mnie zdradzała hihi.

 

A teraz powrócę do pytania. Dlaczego tak jest – odpowie mi ktoś ?

Zależało mi na niej było fajnie, zrobiłem się zazdrosny i dzisiaj zrozumiałem to ze to była moja wina ze mnie zdradzała. Dlaczego bo zrobiłem się zazdrosny bardzo, przez to bym nie był zazdrosny zaczęła ukrywać pewne aspekty swojego życia dla mojego dobra. Ale jak coś wychodziło że coś ukryła, atakowałem ją i wychodziła z tego kłutnia – potrafiłem mocno ją zranić. Oczekiwałem by mi wciąż udowadniała i okazywała swoje uczucia do mnie a jak tylko nie robiła tego była kłutnia. Powiedziała mi kiedyś że jak by się ktoś pojawił w jej życiu nie potrafiła by mi tego powiedzieć by mnie nie zranić. Między nami zaczęło się psuć ona się spotykała z innymi nie mówiąc mi o tym bym nie był zazdrosny ja z tego powodu ze coś ukrywa przede mną raniłem ją. W końcu pojawił się ktoś kto jej dał „odrobinę ciepła, zamiast mojego bólu” wiec zaczęła mnie zdradzać i nie potrafiła mi powiedzieć o tym że jest ktoś bo nie chciała mnie zranić. W końcu ja nie wytrzymałem bo widziałem czułem co się dzieje i zerwałem z nią a ona z wielkim płaczem zadzwoniła do mnie i prosiła bym tego nie robił, powiedziałem jej ze już dłużej nie potrafię tak tego ciągnąć ze wiem ze ktoś jest w jej życiu a ona się wypierała ze nikogo nie ma itp. Itd. Wiec dałem jej szanse dałem się ubłagać następnego dnia to ona powiedziała ze zrywa ze mną hehe i ze to nie moja wina ze ona ma jakiś problem ze sobą i musi się z nim uporać ze z nikim się już nie zwiąże przynajmniej w najbliższym czasie, byśmy zostali na razie przyjaciółmi ze ona musi sobie pewne sprawy poukładać oki niech jej będzie kiedyś po miesiącu czasu łagodnie się do niej odezwałem po przyjacielsku (udając przyjaciela) i zacząłem delikatnie wypytywać powiedziała mi że ma gościa a jak się spytałem od kiedy powiedziała ze ponad półtora miesiąca. Wiec jej odpowiedziałem widzisz miałem jednak racje ze kogoś miałaś i ukrywałaś to przedemną a ona ze to nie prawda że poznała go dwa tygodnie po naszym zerwaniu hmmm tylko nie pasowało do tego to ze zerwała ze mną miesiąc czasu wstecz z nim chodziła od ponad połtora miesiąca a niby poznała go dwa tygodnie po naszym zerwaniu wiec jak tak zraniłem wtedy że już się słowem do mnie nie odezwała i dobrze jej tak. Kiedyś jak zerwała ze mną powiedziałem ze źle mnie potraktowała a ona ze wcale ze nie ze nic złego nie zrobiła więc powiedziałem jej że życzę jej z całego serca by trafiła na takiego gościa który ją potraktuje tak jak ona mnie a ona się wtedy wkurzyła ze źle jej życzę. Wiec napisałem jej jak Ci źle życzę przecież twoim zdaniem to co mi zrobiłaś nie było złe wkurzyła się na maxa hehe. Głubia panna z niej była – powiedział bym to ostrzej ale lepiej nie.

 

Dlaczego o tym pisze dzisiaj bo zrozumiałem ze w powyższym moje zachowanie – ze ta historia się powtarza – że jest ktoś na kim mi zależy a zaczynam postępować podobnie – za duże mam chyba wymagania, za dużo oczekuje i przez to powstają konflikty, przez to powiedziała mi że jak by się ktoś pojawił w jej życiu nie potrafiła by mi o tym powiedzieć, zraniłem ja wielokrotnie słowami – i ona stwierdziła ze może się „znaleźć ktoś kto jej da odrobinę szczęścia zamiast mojego bólu i odejdzie”. I wrócę jeszcze raz do pytania „Dlaczego tak jest – odpowie mi ktoś ?”. Nie chce by historia się powtórzyła nie tym razem, mam za dużo do stracenia. Nie NIE NIE – pomocy jak to powstrzymać co mam zrobić by to nie zniszczyć ?

 

arni : :
sie 20 2005 Goodbay
Komentarze: 2

Za oknem pejżarz malowanych chmurek, niczym farbki ciemnego błękitu rozlane na jeszcze ciemniejszym niebie, w oddali blask księżyca wyrazistego, spoglądającego z góry na ten chory świat. Który wciąż goni w pośpiechu do przodu, wciąż starając się wyprzedzić czas. Ale gdy zatrzyma się czas, to chyba już nie będzie nas. Mam już 1/3 życia za sobą, zawsze chciałem w życiu coś osiągnąć do czegoś dążyłem, choć bardzo wiele w życiu przeżyłem, wiele cudownych i przykrych chwil. Czasami mam dość załamuje się ale to wszystko nie tak bo kiedy się ktoś mnie pyta, „Jeśli miałbyś okazje zacząć życię od nowa to co byś zmienił w nim ?”. I moja odpowiedz zawsze ta sama nic, kompletnie nic nie chciałbym w nim zmieniać bo jeśli zmieniłbym je to nie byłbym Ja. Drugie pytanie „nawet tych złych chwil nie chciałbyś wykreślić ze swojego życia”. Nie ma szans nigdy, dzięki nim jestem taki jaki jestem. Wiele mnie nauczyły i wiele wyniosłem z tego rad. Jeśli miałbym swoje życie przeżyć jeszcze raz to właśnie dokładnie tak jak do tej pory. Dlaczego ? bo mimo smutku, cierpienia i łez to jestem właśnie ja, to jest moje Ja. Przeżyłem wiele pięknych lat. Choć przeszłość czasem dobija mnie to mimo to bardzo kocham ją. To co się stało tak widocznie miało być, taki był mój los. Choć co prawda zawsze będę chciał osiągnąć to czego mi w życiu brakowało i choć moje lata mijają pewnie tego nie osiągnę no ale cóż nie wolno poddawać się. Przecież ten cały świat wcale nie jest tak okrutny jakim go tworzymy. Jest piękny, ludzie są wspaniali i chce przeżyć swoje życie należycie, niekoniecznie mając przy boku kogoś (własną rodzinę itp.). Po prostu chce żyć nie chce by ten czas tak szybko biegł. Chce jak najdłużej przeżyć to życie nawet jeśli miałbym być sam. Kiedyś mi bardzo zależało na tym by się z kimś związać itp. Teraz już mi nie zależy – jak do tej pory biegłem za miłością tak teraz nie robię nic. Pamiętam jak na tamtych wakacjach nonstop się z kimś umawiałem, chyba nawet tu kiedyś opisywałem jak przypadkiem wypadły mi dwie randki jednego dnia hehe :). Było fajnie tak wyjść sobie z kimś pogadać, a teraz mi się już nie chce. Tzn. nie ze nie chce mi się gdzieś wyjść bo owszem jak najbardziej uwielbiam spacery – a odkąd się przeprowadziłem to często spaceruje hihi. Ale chodzi o to ze nie chcę poznawać kolejnej osoby która okaże się taka sama jak inne które do tej pory poznawałem albo jeszcze gorsza hihi. Heh pewnie niektórzy będą na mnie źli ale dużo się nauczyłem jak postępować z ludźmi od mistrzów tego fachu czyli kobiet. Zmieniłem się – w moim życiu zawsze jakieś zmiany były, to jest właśnie moje Ja. Poznałem ostatnio przesympatycznych ludzi – nonstop ciagle zartujemy i nabijamy się z czegoś coś wspaniałego hehe ponoć jestem jak kameleon zmieniam wcielenia hihi :) Kiedyś taki nie byłem nauczyłem się tego od kobiet dlatego może to jest brutalne z mojej strony – ostatnio się spotkałem z tym ze pare osób mi powiedziało ze jestem przesadnie do słowny ze czasmi po prostu przegnę ze zrobiłem się bardzo wymowny hihi. Przez co czasem ranie innych mowiąć bolesną prawdę i choć wiem ze ranie to mimo to, robię to – dobijam ludzi do końca. Dlaczego ? bo co się będę cackał ze mną się nikt nie cackał – po co mam dawać komuś szanse i czekać aż go życię nauczy wystarczy ze ja to zrobię może się w końcu opamięta. Zawsze mnie drażniło to ze kobiety wybierają przebierają w tych facetach a bo to a bo tamto itp. W ogóle tematy damsko meśkie mnie zawsze drażniły – jakie to śa okropne kobiety albo faceci itp. Ale jak to ktoś znajomy mi powiedział, kobiety są okropne dla facetów bo się tego nauczyły od facetów, a faceci są okrutni dla kobiet bo się nauczyli tego od kobiet. Czyli błędne koło zaczynamy we wczesnej młodość z miłością z poznawaniem drugiej osoby. Za szybko wszystko się dzieje przez co w wieku 20 lat większość z nas nienawidzi tego życia i kobiety facetów a faceci kobiet hihi. Dążymy do samodestrukcji. Pomyślcie przez chwile nad tym dlaczego ludzie dawniej szli na dyskotekę poznawali się i druga czy trzecia osoba w ich życiu to było małżenstwo. A w dzisiejszych czasach nim dojrzejemy do tego by w tak poważnym związku z kimś być – znienawidzimy cały rodzaj ludzki i będziemy woleć jako wolne jednostki żyć bez zobowiązań bez przywiązania do drugiej osoby. Ja stwierdziłem ze od życia mi się coś należy, skoro kobietom wolno tak przebierać w facetach to mi też wolno i już nie owijam w bawęłnę, jeśli kogoś poznaje i chce się ta osoba ze mną umówić a nie jest moja wyśniona księżną mówię sorry nie ma szans. Możemy się przyjaźnić ale nic więcej – bo chce mieć swój skrawek nieba dla siebie nie dzielić go z kimś kto nie jest tego wart. Życie jest brutalne. Trzeba pogodzić się z tym a nie ciągle walczyć, po co walczyć w pojedynkę to jak walka z wiatrakami skoro nikt nie chce zmieniać się nie chce życia zmieniać to ja nie będę go sam zmieniał nie ma szans. Tak właśnie sobie powiedziałem nie ma żadnych szans – szans było do tej pory sporo – nikt nie chał ich wykorzystać więc teraz mowie wam goodbay.

arni : :
lip 31 2005 bez tematu
Komentarze: 2

Wpis do dziennika pokładowego który to już z kolei już nie potrafię liczyć, hmmm tak to jest jak ktoś się w kimś zakocha nieodpowiednim ja mam do tego bardzo duże szczęście ale mam to gdzieś mam wszystko gdzieś świat jest porąbany – zresztą ja chyba też bo skoro mimo tego ze tyle razy się dałem zwieść kobietom, dalej się daje. Hehe ale mam to gdzieś. Wiecie co robię w życiu źle to ze zawsze marzyłem o tym by być w stałym związku z kimś i być naprawdę szczęśliwy chyba sobie tylko w ten sposób niszczę życie. Chyba powinnienem w końcu zmienić się bo zmarnuje sobie życie a tylko jedno je mam. Chyba musze się stać takim jak 80% społeczeństwa męskiego czyli mieć daleko to co ktoś czuje i po prostu traktować kobiety jak przedmioty, bo coraz częściej się przekonuje ze nie zasługujecie na lepsze traktowanie. Siedzę sobie przy otwartym oknie a w tle ryczy dzieciak (bardzo fajny dzieciak – czasami do mnie przychodzi) a dlaczego ryczy bo kolejna sadystyczna rodzinka się znęca nad dzieckiem za to ze jest dzieckiem i ma prawo do tego by nim być. Hmmm przypomina mi się moje dzieciństwo jak byłem również przez starych bity czym popadnie i za byle pierdołę, właściwie za to ze byłem dzieckiem, pamiętam jak kiedyś w podstawówce napadło mnie kilku panków i dotkliwie pobili a jak przyszedłem do domu to oberwałem od starszej za co ? za to ze ja zdenerwowałem tym ze ktoś mnie pobił. Fajnie nie. Dzisiaj w kościele przeczytałem coś bardzo fajnego: ”Jeśli w życiu spotyka Cię dużo cierpienia, to nawet nie sadzisz że jesteś na właściwej drodze do nieba niż Ci co żyją beztrosko i w wygodach” (chyba nie zbyt dokładnie to zacytowałem ale jakoś tak to leciał) ale mam to gdzieś, bo nie miałem takiego dzieciństwa jakie powinno być, nie miałem życia nastolatka takie jak powinno być, a teraz wiek młodzieńczy nie długo mi przeleci też nie taki jak powinnien być ale co tam ludzie mnie pocieszają ze kiedyś się to odmieni – no na pewno zarąbista perspektywa co ja się będę przejmował ze połowę życia będę miał zmarnowanego za to będę miał szczęśliwe życie staruszka hehe. Mam gdzieś takie życie – już wolałbym sobie żyły podciąć bo skoro Cierpiałem całe życie to zdaniem kościoła trafie do nieba hehe. Niezłe wciskanie ludziom kitu. Tylko po to by mieć wiernym to jak politycy w czasie kadencji obiecują ludziom to co chcą usłyszeć tylko ze kościół to monopol którego kadencja nigdy się nie kończy. Ale świat jest chory a żeby dobrze przeżyć życie w tym świecie to trzeba kombinować i chyba olewać innych ludzi. Czy ja muszę całe życie Cierpieć ?

arni : :