Najnowsze wpisy, strona 12


kwi 07 2005 Wiara, nadzieja i pokój.
Komentarze: 5

Dlaczego tak jest ?

 

Przez większość życia nienawidziłem Boga, nienawidziłem religii katolickiej, wypierałem się tego na wszelkie możliwe sposoby. Od wczesnych lat dzieciństwa, mocna wiara moich rodziców powodowała bunt we mnie do wiary. Chodzenie na msze wyśmiewanie się ze wszystkiego i z głupoty ludzkiej ze ślepo idą za czymś czego nie ma. To wszystko zaczęło się bardzo wcześnie, na początku byłem małym gówniarzem który czując respekt przed rodzicami ze może oberwać chodziłem do kościoła katolickiego, by mieć własny grosz własne oszczędności pieniądze które dawali mi rodzice na tace odkładałem dla siebie. Później  poszedłem do komunii, a jak stawałem się coraz starszy zacząłem to olewać, wolałem pójść z kumplami, nawet ich namówić do innych złych rzeczy byle by w kościele nie siedzieć, bunt do księży na religii i złe zachowanie oraz nie szanowanie kościoła. To był mój świat. W wieku 12 lat zrobiłem cos co moim zdaniem nie miało już odwrotu, parę lat później czułem że nawet jeśli kiedyś bym chciał wrócić do tego to już nie wrócę, bo jestem przez Boga potępiony. Ale wtedy mnie to nie obchodziło zrobiłem co zrobiłem i miałem gdzieś co Boga, wszystko co mnie złego spotykało w życiu zawsze obwiniałem Jego, ze mnie nienawidzi. (dlaczego – teraz sadze ze to tez było spowodowane rodzicami, bo oni zagorzali katolicy, a za byle pierdole obrywałem w domu od nich, wiec pewnie wtedy myślałem sobie skoro tacy ludzie są katolikami i to przez katolicyzm jest uznawane za dobro – wiec to by wyjaśniało dlaczego tak bardzo znienawidziłem cała ta religie)

Tak było przez długi okres czasu, później zaczęła się szkoła średnia, uciekanie przed problemami do alkoholu, wojny z rodzicami w domu, chęć śmierci odejścia ze świata na którym się nie jest potrzebnym. Czasami we śnie proszenie Boga o to by pomógł w odejściu z tego świata, a w dzień zagłębianie się we wszystko co było nastawione tylko antykatolicko (literatura, otoczenie) i nienawiść w sercu ze Bóg mnie nie wysłuchał. W końcu kiedyś usłyszałem od kumpla ze Papież do Polski przyjeżdża, ale nic mnie on nie obchodził – dla mnie był zwykłym człowiekiem który dopchał się do władzy i wciska ludziom kit na lepsze jutro. Pamiętam ze kumpel wpadł wtedy na pomysł ze może pojedziemy do Krakowa przynajmniej zobaczyć, a za chwile drugi kumpel wyskoczył z tym ze ma lepszy pomysł żebyśmy pojechali do Krakowa trochę skinów potępić, no i oczywiście już plany itp. (już wtedy miałem problemy z nogą, kumpel mnie potracił lekko i skręciłem nogę w kolanie – kumple przeze mnie nie pojechali a ja przeleżałem w domu tydzień czasu). A w szkole na religii księża mnie tak doskonale znali (zwłaszcza proboszcz) ze nic mi nie byli w stanie zrobić woleli mnie unikać a na lekcji religii woleli mnie nie prowokować. Bo potrafiłem pościć wiązankę tak ze księdza zatykało, a proboszcz kiedyś na pierwszych zajęciach pamiętam ze położył mi rękę na ramieniu (bo taki miał zwyczaj), a ja zrobiłem coś ze już nigdy więcej mnie nie dotknął ani nawet słowem się do mnie nie odezwał. Jak rozmawiałem z kimś na lekcji nigdy do mnie nie powiedział nic tylko do osoby z która rozmawiałem by się przesiadła albo cos w tym stylu. Wiedział ze się ze mną nie dogada i czuł pewien respekt do mnie a ja po prostu potrzebowałem pomocy której mi nie potrafił nikt udzielić. W końcu w wieku 20 lat nim obroniłem maturę wydarzyło się coś – przez co przeszedłem poważne załamanie psychiczne (chyba już nie wytrzymałem tego wszystkiego). Chciałem po prostu zniknąć od wszystkich znaleźć się gdzieś jak najdalej stąd a może nawet w innym świecie. Wtedy zdarzyło się coś co wpłynęło na odmienianie się mojego życia. Moi rodzice odnaleźli mnie wyjaśnili wiele i wiele zrozumiałem (heh właśnie mam oczy pełne łez).

 

Oczywiście nie od razu Rzym zbudowano, ten proces trochę musiał trwać ale było lepiej na studiach na pierwszym roku zacząłem bawić się narkotykami – przez pierwszy rok w ogóle nie zdawałem sobie sprawy ze jestem na studiach. Znałem pewna wspaniała dziewczynę katoliczkę, zaproponowała mi ze pójdzie kiedyś ze mną do kościoła, po raz pierwszy raz w życiu czułem się jak by kazanie które ksiądz mówił było skierowane bezpośrednio do mojej osoby. Po pierwszym roku skończyłem z narkotykami, któregoś zimowego dnia w niedziele przechadzając się po mieście uznałem ze po jaka cholere mam marznąć kiedy mogę sobie w kościele postać. I tak od 18 stycznia 2004 chodzę do kościołka nie opuściłem żadnej mszy (chyba ze byłem chory). Jak zacząłem chodzić do kościołka poznałem wiele osób które mi wyjaśniły ze Bóg nigdy się na mnie nie mścił ze wszystkie złe rzeczy które mnie spotykały to były kłody rzucane mi pod nogi po to by sprawdzić mnie, to miało mnie nauczyć – by wiele wynieść z życia z różnych sytuacji które mnie spotykały. W końcu to zrozumiałem, później poznałem pewna dziewczynę którą pokochałem a która nauczyła mnie kochać Boga. A parę dni temu się rozchorowałem w czwartek czułem ze się przeziębiłem w piątek już rano jak wstałem byłem chory, dowiedziałem się ze Jan Paweł II umiera, poczułem ze moja choroba jest pokutą skoro w tym samym czasie się rozchorowałem co Papież. Nim umarł przez te dni było mi żal go i czułem pustkę wielką w sobie ze nigdy nie miałem okazji go poznać. Od kiedy umarł w mym sercu jest wielki smutek i żal, żal za to ze tak w życiu swoim narozrabiałem i nie wiem czy kiedy kolwiek Bóg mi to wybaczy nie wiem. Choć bym miałbyć już na zawsze potępiony – będę starał się odbudowywać wiarę w niego, chce go kochać bo on nigdy mnie nie opuścił choć byłem zły na niego. Papież umarł a ja się buntuje przeciwko temu nie chciałem by umarł – ten smutek i rozpacz wielu za nim wzbudziła we mnie chęć interesowania się jego życiem, bronienia go. Czasami płacze ze odszedł – czuje tak ogromny smutek i rozpacz w sercu że odszedł i nie wiem dlaczego to czuje. Wiem że nie byłem dobrym człowiekiem, zawsze kroczyłem własnymi drogami i nie szedłem na ustępstwa. Teraz choć w sercu mam wielką chęć zmiany nawracania się nie wiem czy jestem w stanie zmyć swoje grzechy, grzechy przeszłości za to co uczyniłem. Może kiedyś zostanie mi wszystko przebaczone, a może nie. Jeśli nie trudno nie będę go winił za to sam gdybym był ojcem i miał takiego syna ciężko było by mi wybaczyć mu, wiec nie oczekuje wybaczenia z jego strony. Ale chce to odpokutować, chciałbym by mi dał szanse i będę się o to starał długo. Zawsze w życiu pomagałem innym służyłem dobrą radą choć nigdy nie potrafiłem pomóc sobie. Nikt mi nie potrafił pomóc. Może dlatego że nie pozwalałem innym na to by mi pomogli.

 

A co będzie dalej ?

Nie wiem nie potrafię na to pytanie teraz sobie odpowiedzieć, mam nadzieje ze będzie dobrze i z każdym dniem tylko coraz lepiej. Teraz kiedy nasz pasterz narodów odszedł będzie trudno. Ale Bóg nie odszedł zawsze będzie przy nas, może jeszcze nie raz uda nam się w życiu spotkać kogoś podobnego do Jana Pawła II. Nie znane są wyroku Boskie. Możemy tylko czekać i mieć w sercu nadzieje i miłość.

 

 

(dodane: 8.04.2005)

 

J.P II     8.04.2005 17:30

 

Zawsze tak słodko nas witałeś,

a jeszcze słodziej żegnałeś,

teraz odszedłeś już na dobre,

a myśmy pozostali z własnymi łzami.

Odszedłeś zostawiając nas,

a w sercach smutek i żal.

Myśmy nawet nie sadzili że pustkę serca,

twoja miłość wypełnia.

 

 

To co wieczne, pozostanie, tylko w naszych sercach zapisane.

 

Tak wiele nam dałeś i nie zostanie to przez nas zmarnowane.

 

Nawet umierając się nie spodziewałeś ze na tym świecie wiele serc pozyskałeś.

 

Dla mnie zawsze pozostaniesz, jako drugie dziecko Boga, do nas wysłane.

 

 

Gdyby nie Jan Paweł II i jego śmierć pewnie nigdy bym tego nie napisał, nie podzieliłbym się z wami tym. Wiec uszanujcie to jeśli potraficie.

arni : :
mar 12 2005 Sprawdz co o mnie wiesz!!!
Komentarze: 3
arni : :
lut 18 2005 Rodzice
Komentarze: 3

Dlaczego Rodzice musza mieć zawsze swoje durne zasady?

 

 

Zaczyna się wszystko w wieku dojrzewania kiedy każdy z nas przechodzi przez okres buntowniczy niektórzy sadza ze maja złych rodziców inni myślą ze to jest tylko taki okres jak minie wszystko się ułoży, czasami się układa w większości przypadków się ułoży jak się ktoś wyprowadzi z domu.

 

Ja mam już 23 lata a oni chcą mnie ciągle kontrolować, chcą bym wszystko im mówił, a mimo tylu lat pod wspólnym dachem dalej w ogóle mnie nie znają i nieszanują mojej osoby. Jestem dorosły mam prawo decydować o wszystkim nie mają prawa mi się wtrącać w życie a ciągle to robią. Szlak mnie trafia. Np. kwestia telefonów dlaczego nie mam praw do kogokolwiek dzwonić bez mówienia im, dlaczego nie mam prawa porozmawiać z kimś jeśli chce dłużej. Wszystko sprowadza się do kasy pójdziesz zarobisz będziesz mógł robić co chcesz itp. Tylko że ja w to nie wierze zawsze będą się wpieniać w nie swoje sprawy. Moja matula mi mówi masz internet po co Ci telefon chcesz z kimś pogadać masz do tego telefon albo możesz się spotkać, czasami się nie da jak się kogoś zna na odległość żeby pogadać trzeba mieć telefon. Dobra to mówią zadzwoń sobie jak chcesz, ale jak zadzwonię do kogoś to po 5 minutach się drą bym skończył bo to kosztuje ze w 5 minut można wszystko powiedzieć co się chce – jacy oni są durni. W pięć minut to nawet dobrze się tematu jakiegoś nie zacznie a co dopiero go skończyć – czy ich wiek był tak ograniczony że nie potrafią zrozumieć drugiego człowieka bo wszystko przysłania im perspektywa materialna. Dlatego wole nie mówić im gdzie dzwonie do kogo, i dzwonić pod ich nieobecność jestem niczym nieograniczony wtedy tylko jak przyjdzie rachunek to wytoczą mi jedna duża kłótnię i tyle. Dopóki się nie wyprowadzę z domu zawsze będę traktowany jako pasożyt przez nich i zawsze będą mi truć wszystkim głowę bo oni nie pamiętają już czym jest młodość, czym jest staranie się o drugą osobę i ile to kosztuje wyrzeczeń i materialnie. W ich wieku to się tylko myśli na czym tu zaoszczędzić i co by sobie kupić by się dobrze czuć, a jako że ja nie zarabiam nie mam do tego prawa ich zdaniem. Czyli ze to znaczy ze skoro chowali mnie przez tyle lat nie jestem godzien tego by nam mnie nakładali. Z tego by wychodziło ze jak miałem 2 lata to nie zasługiwałem na ubrania, miłość i jedzenie bo nie zarabiałem – tak by wychodziło wg ich toku myślenia. Ale nie to ja nic nie rozumie to nie tak, to powiedzcie mi w takim razie jak to jest ? Bo moim zdaniem dla nich jak byłem dzieckiem to było ich spełnienie marzeń mieć dzieci wychować je (to coś jak nowa zabawka, tylko że dla dorosłych), a kiedy dorasta dziecko to można mu naubliżać, psychicznie powykańczać – maja w końcu do tego prawo bo Cię wychowali jesteś ich dzieckiem a to ze Cię ciągle denerwują i znęcają psychicznie na tobie To nie jest ich wina tylko Twoja bo dorosłeś/ dorosłaś. Mają do tego prawo bo jesteś ich dzieckiem. Trzeba to zrozumieć i pogodzić się z tym, a najlepiej żyć wg ich zasad a będzie dobrze (naprawdę będzie dobrze – jeśli tak sądzisz jesteś naiwnie głupi i łudzisz się niepotrzebnie) nigdy nie będzie dobrze dopóki się będzie z nimi mieszkać. Może być dobrze tylko jeśli się człowiek wyprowadzi, będzie siebie utrzymywał, wtedy może być dobrze. Ale na pewno nie razem pod jednym dachem z rodzicami. Od wieków ludzie jak dorastają się wyprowadzają z domu nie dlatego by się usamodzielnić tylko dlatego by się uwolnić od ‘terroru’ panującego w domu.

 

Jeśli ktoś mnie nie rozumie ma w takim razie wspaniałych rodziców, niech to docenia. A jeśli ktoś się ze mną nie zgadza ma prawo do tego (ale pewnie dlatego ze albo nie mieszka z rodzicami, albo jest zbyt młody by to zrozumieć, albo ma wyrozumiałych rodziców co się mało komu trafia nie wiem czy 1% społeczeństwa polskiego ma takich rodziców).

arni : :
sty 30 2005 Jabłoń
Komentarze: 2

Czuje się czasami jak jabłko zawieszone na jabłoni, które dorastało mimu wiele przeciwnościom losu. W wieku dorastania to jabłko wisiało na drzewie zaczepione swoim korzeniem do niego i widziało jak wiele innych jabłek szybko dojrzewało, opadało na ziemie nikomu nie potrzebne bądź zostawało zjadane przez kogoś kto po nie sięgnął, niektóre były tylko nadgryzane i wyrzucane. A mój korzeń (korzeń zasad) choć przez tyle lat nie wygląda już najlepiej to dalej ma w sobie siłę i twardo jest związane z drzewem. A ludzie ciągle przechodzą tylko koło mnie, podziwiając piękno płynące z wnętrza tego jabłka. Niektórzy próbują mnie oderwać od tej jabłoni sięgając, ale się rozmyślają, bądź sięgają ale nie maja na tyle siły by mnie oderwać. I tak zawieszony na tym drzewie, widzę jak kolejne pokolenia przemijają a ja wciąż w samotności na nim tkwię (wiosnom, latem, jesienią i zimą). Z roku na rok wyniszczane przez życie i przez to co niesie los, choć ciągle w tym jabłku wiele słodyczy to ludzie boją się po nie sięgnąć.

arni : :
sty 07 2005 Zła natura kobiet.
Komentarze: 12

Czy kobietą warto ufać moim zdaniem nie, dlatego czasami mam problemy z Tym ze jak mi na kimś zależy nie potrafię tą osobę obdarzyć zaufaniem jak już obdarzę zrani mnie dotkliwie. Dlaczego a no pewnie dlatego ze za dużo razy się przejechałem i jakoś nie potrafię wierzyć w to że kobiety potrafią być wierne, bo mimo że tak mówią to ciągle się uczę ze jest przeciwnie. Kobiety uważają ze są wierne a potrafią na każdym nadarzającym się kroku zdradzać (czasem powiedzą a czasem przemilczą to). Mówią ze im zależy itp. Ale to są tylko puste słowa które nic nie znaczą mówią tak by druga osoba poczuła się lepiej choć one nic nie czują względem tej osoby (albo same się oszukują). Mówią ze nigdy Cię nie zranią nie skrzywdzą więcej ale to też bzdura bo mówią tak by się czuć z tym dobrze a jeśli tylko się nadarzy jakaś okazja to najdotkliwiej jak potrafią wbiją Ci nuż prosto w serce. By tylko one się czuły dobrze (czysty egoizm). Kobiety to skomplikowane osoby nie rozumie dlaczego kobiety ciągle za wszystko obwiniają facetów przecież to one w większości ponoszą winę za swoje czyny. Owszem zdarza się dużo drani na tym świecie ale nie ma ich tak dużo jak kobiet oszukujących facetów tylko po to bo potrzebują w danej chwili kogoś albo czegoś. Choć ciągle mam nadzieje ze jednak są jakieś wyjątki na tym świecie ze są porządne kobiety, to im więcej was poznaje tym bardziej się przekonuje ze takich już nie ma. Potraficie dużo i ładnie mówić dajecie innym nadzieje na lepsze jutro a później wszystkiego się wypieracie. Chciałbym was nie nawidzieć za to jakie jesteście ale ciągle mam nadzieje ze może kiedyś się to zmieni i nie potrafię się na was za to gniewać jakie jesteście, a wy to wykorzystujecie przeciwko mnie.

arni : :