Komentarze: 8
No i juz po wszystkim, kolejny dzien, kolejne problemy. Dlaczego zawsze to co zle - tak latwo osiagnac, a to co dobre jest takie trudne. Dlaczego czlowiek postepuje na ogole w mysl zasady "widzę i pochwalam to, co lepsze, lecz wybieram gorsze". Chyba jestesmy do tego stworzeni, przez to ze jestesmy istotami rozumnymi, mamy prawa decyzji, mamy ten zaszczyt by sie radowac i cierpiec. Czy nie bylo by pieknie nigdy w zyciu juz nie cierpiec, ale jak to osiagnac - jest jeden prosty sposob (ale lepiej go nie wybierac), musimy sie nauczyc tego ze "sztuka życia to sztuka unikania cierpień". Ale kiedy to nie jest takie proste, latwo jest o tym mowic, ale jak naklonic swoje mysli do tego, jak unikac tego, kiedy inni maja na to wplyw. Gdyby wszystko tylko zalezalo od nas (pojedynczej jednostki), wszystko bylo by takie proste i latwe. Ale czy zycie nie traci wtedy sensu. Czasami, gdy sie popatrzy na to z innej perspektywy, to nasze cierpienie moze wydawas sie dobre i przydatne. Przeciez w ten sposob uczymy sie zyc, najpierw trzeba sie sparzyc by pozniej tego unikac. Ale my ludzie czasami sie na tym nie uczymy, wciaz poparzeni ciagle dąrzymy do tego samego. Czasami realizacje naszych celow przekladamy ponad wszystko. Czasami staje sie dla nas to nazbyt wazne i nie zauwazamy tego co sie kolo nas dzieje. Chyba nie nalezy na zbyt szybko obdarzac ludzi zaufaniem. Ale jak nauczyc sie ufac ludziom na tyle by z ich powodu nie cierpiec, jak znalesc ta odpowiednia granice, na ile mozna komus zaufac, czy zawsze musimy sie kierowac wyczuciem. Owiele latwiej bylo by gdybysmy wiedzieli gdzie jest ta granica. Przeciez "możesz zostać oszukany, jeśli będziesz zbyt ufny, ale jeśli nie będziesz wystarczająco ufny, twoje życie stanie się torturą". Od jakiegos czasu staralem sie optymistycznie myslec, podchodzic do wszystkiego optymistycznie, bo znajomi uznali ze tak bedzie mi latwiej. Ale teraz tego zaluje, latwiej jest byc pesymista przynajmniej sie czlowiek pozniej nie rozczarowuje. Co stego ze przez to zdarza mi sie Cierpiec, ale tak jest chyba lepiej. Chyba chcialbym zeby bylo tak jak w tej piosence 'Jak Zapomniec' - '...i prosze Boga nigdy wiecej niech nie pozwoli by ktos trafil w moje serce...'. Choc ciagle chcialbym zeby ktos byl (jestem wkoncu tylko czlowiekiem i mam prawo pragnac tego czego mi brakuje), to czasami latwiej jednak jest bez kogos. Musze sie jakos z tego wygrzebac, dzisiaj juz jade na uczelnie, bede wsrod swoich najlepszych przyjaciol - wiem ze oni przynajmniej mnie nie skrzywdza. Musze gdzies z nimi wyskoczyc oderwac sie choc na troche od rzeczywistosci, zapomniec o wszystkim. Tak bardzo czasami zaluje ze juz nie ma mojego najlepszego kumpla, z nim moglem o wszystkim pogadac, zawsze jakos sie wspieralismy, byl inny niz wszyscy. Przy nim zawsze potrafilem sie jakos wyluzowac, robic co mi sie podoba i nie martwic sie o konsekwencje. Chyba wtedy bylo latwiej - zawsze moglem z nim o tym co mnie dreczy pogadac. Teraz juz nie ma w moim zyciu nikogo takiego, byla kiedys pewna przyjaciolka, ale to sie tez skonczylo - wszystko sie popsulo. Znowu "jestem samotny w olbrzymiej społeczności istot (...) Znajduję się pośród nich, ale do nich nie należę". Jestem wyizolowana jednostka, z calej spolecznosci, nikomu nie potrzebna - gdybym zniknal nikt by nie zauwazyl. Kiedys sie zastanawialem kto by byl na moim pogrzebie i raczej chyba nie wiele osob - wkoncu nikomu na mnie nie zalezy.
ROZA 21.12.03. 22:00 (moje)
Roza ten piekny delikatny kwiat, zakwitl nam.
Swa czerwienoscia oko raduje, a ty ja pielegnujesz.
Przychodzi mroz i niszczy ja, a wiatr lamie ja wpol.
Zmarznieta roza nie podniesie sie juz, lezy na sniegu zlamana wpol.