Archiwum 13 lipca 2005


lip 13 2005 Zatopiony w mroku.
Komentarze: 2

Nawet nie potrafię zacząć, nawet nie wiem o czym pisać, ktoś dzisiaj mi przypomniał o blogu – dlaczego nic na nim nie pisze, odpowiedziałem ze nie mam czasu. A to chyba nie jest tak po prostu wyizolowałem się od wszystkiego, od bloga, gadu gadu, nawet od komórki (nie odpowiadam na sygnały, często mam ją wyłączoną). Jak tylko korzystam z komputera to się głownie uczę i od czasu do czasu sobie w cos zagram. Jako po prostu nie mam siły już na komunikowanie się z ludźmi przez net, czasami sobie wejdę na czat pożartować pośmiać się, chce jakoś zamknąć pewien etap mojego życia i to jest taka forma wyciszenia się w sobie, zabicia wszystkiego co mnie dręczyło. Tylko jest mały problem jak wejdę na czata i ktoś poruszy temat związany z miłością drażni mnie to – nie chce po prostu ani słowa słyszeć o tym, zawsze w pogoni za nią a teraz chciałbym przed nią uciec. Powtarzam sobie ciągle ze nie będę szukał że nie warto że nie ma to w ogóle sensu w dzisiejszych czasach, aż w końcu pojawi się jakaś dziewczyna a ja dalej po staremu – nienawidzę siebie za to, nie na widzę kobiet za to jakie są. Z jednej strony chce miłość ale z drugiej strony wiem ze to nie możliwe w dzisiejszych czasach, przy ówczesnym stylu bytu kobiet. Moja matula gdzieś zobaczy jakaś dziewczynę i się mnie pyta podoba Ci się bo ja chciałabym mieć taka synową, a ja zawsze odpowiadam nie, nie podoba mi się. A jak się ktoś pyta czy mam kogoś to mówię ze nie mam i nie chce mieć nikogo na stałe bo z kobietami to tylko problemy. Ciągle uciekam i powtarzam dookoła że tego nie chce, choć chce. Ale ostatnio po prostu już nie wiem czy jest o co walczyć, czy jest o co się starać i jak się dłużej nad tym zastanawiam i podsumowuję swoje dotychczasowe miłostki to stwierdzam ze żadna kobieta na mnie nie zasługuje. Niestety jak to moja przyjaciółka mi kiedyś parę lat temu powiedziała, że życie mnie zniszczy (zwłaszcza kobiety), miała racje zniszczyło mnie. Dawniej nigdy w życiu nie powiedziałbym do kobiety przykrego słowa, teraz wystarczy ze mnie lekko jakaś zrani nie mam skrupułów by ją również zranić. Wystarczy ze jakaś dziewczyna zawiedzie moje zaufanie raz drugi tracę do niej całkowity szacunek. Źle się dzieje, dlatego nie chce mieć nikogo już. Wiecie o wiele łatwiej jest cierpieć z powodu samotności niż cierpieć przez kobietę, wiec z tego wychodzi że chyba nie warto o kobiety się starać. Ktoś kiedyś mi powiedział (pewna znajoma) że im więcej niepowodzeń będę miał z kobietami tym bardziej się od nich odsunę, że kiedyś może być tak że znajdzie się ta jedyna a ja by nie cierpieć odtrące ją. Miał ten ktoś racje zaczynam się właśnie taki robić – ostrożny. Już nie podchodzę do miłości jako uczucia tylko z rozumem i rozwagą, bardziej inne aspekty biorę pod uwagę niż uczucia. Czy to źle ? nie wiem – chyba nie warto być zakochanym choć to piękne uczucie. Moja była stwierdziła ze zrobiłem się hamski – może i ma rację, może się taki zrobiłem. Dlaczego nie korzystam z gg bo ostatnio jedna znajoma tak wkurzyłem ze mnie za blokowała, ze swoja była tak się pożarłem ze powiedziała ze to koniec naszej znajomości a ja jej odpowiedziałem ze to już dawno był koniec tylko ona to chciała ciągnąć i wybuchłem śmiechem. Z inna koleżanką tez się pokłóciłem, bo uznała ze zacząłem być ironiczny ze dużo zacząłem szydzić z kobiet a ja powiedziałem no i co z tego mam to gdzieś. Za dużo bólu w moim sercu jest nie potrafię już go tak łatwo jak kiedyś wyzwalać, chyba się wyładowuje na innych :( . Dlatego unikam gg. Tez jedna znajoma wdała się ze mną w rozmowę o miłości i naskoczyłem na nią, po prostu nie lubię tego tematu już. Źle się ze mną dzieje a co najgorsze – zawsze jak cos się stało z mojej czy nie mojej winny później przepraszałem a teraz mam wszystko gdzieś. Chciałbym po prostu się wyizolować od wszystkich, ostatnio dużo ciężkiej muzyki słucham, zawsze mi pomagała ona wyzwolić zła energie już nie pomaga tak jak kiedyś, strasznie dużo się jej we mnie nagromadziło. Nigdzie nie chodzę ostatnio, trzymam się z dala od ludzi, jak jestem gdzieś w okolicach miasta, przeważnie często zatrzymam się gdzieś w zacisznym miejscu i wyłączę się całkowicie z otoczenia nic dla mnie nie istnieje – ostatnio poszedłem do kościółka stanąłem na dworze na samym końcu i po pięciu minutach tak mnie coś podładowało ze poszedłem sobie bo jak by się jakiś ksiądz do mnie dowalił to tyle złej energii we mnie było ze zatłukłbym go chyba gołymi rękami. Poszedłem sobie do parku i tam się wyłączyłem z otoczenia – nic dla mnie nie istniało. Do domu jak mam te 2km wracałem prawie godzinę po prostu się odciąłem w drodze powrotnej od wszystkiego, zapatrzony gdzieś w odległy punkt myślami całkiem gdzie indziej szedłem powolnym krokiem przed siebie (jak by życie całkowicie ze mnie uszło). Ostatnio często jak gdzieś idę właśnie taki jestem z wyrazem twarzy pełnym smutku i złości, nie baczę na żadnych przechodniów idę przed siebie i jak nigdy wszyscy usuwają mi się z drogi :(. Cos niedobrego się dzieje ze mną i co najgorsze nie mam już siły z tym walczyć, nie potrafię tego zabić w sobie :(. Każdy dzień jakoś mi mija świeże kwiaty na stole, kadzidełka i świece zapachowe – słuchanie głośno muzyki do późna a mnie ciągle nie ma uciekam się do nauki i rozrywki by zająć myśli czymś innym by tylko ten dzień przeminął.

arni : :